Kiedy Tim Cook w czerwcu 2023 roku zaprezentował Vision Pro jako „początek ery komputerów przestrzennych”, entuzjazm w dolinie krzemowej sięgał zenitu. Dziś, niecałe dwa lata później, ten futurystyczny headset za 3499 dolarów stał się symbolem jednego z najgłośniejszych potknięć w historii Apple. A tymczasem konkurencja – zwłaszcza Meta – pędzi do przodu z inteligentnymi okularami, które mogą zdefiniować przyszłość komputerów osobistych.
Wielkie oczekiwania, brutalne zderzenie z rzeczywistością
Przyznam szczerze: byłem jednym z tych, którzy wierzyli. Gdy Apple zapowiada rewolucję, zazwyczaj jej dokonuje. iPhone zmienił telefony, iPad stworzył nową kategorię urządzeń, AirPods uczyniły bezprzewodowe słuchawki mainstreamem. Vision Pro miało być kolejnym takim momentem – urządzeniem, które wreszcie przekona świat do rzeczywistości rozszerzonej i wirtualnej.
Rzeczywistość okazała się znacznie bardziej przyziemna. Sprzedaż Vision Pro nie tylko nie spełniła oczekiwań – spektakularnie je zawiodła. Analitycy z IDC szacują, że w 2024 roku Apple sprzedało zaledwie około 370-420 tysięcy sztuk headsetu. Dla porównania: w pierwszych latach iPhone sprzedawał się w milionach egzemplarzy. Już na początku 2025 roku zaczęły się spekulacje o wstrzymaniu produkcji kolejnych generacji.
Cena jako bariera nie do przeskoczenia
Podstawowy problem był widoczny od pierwszego dnia: cena. 3499 dolarów to kosmos – dosłownie i w przenośni. To cena dobrego używanego samochodu, kilku miesięcy czynszu w większości miast, albo kompletnego zestawu komputerowego wraz z najnowszym MacBookiem Pro i iPadem.
Apple zawsze pozycjonowało się jako marka premium, ale nawet w ich standardach Vision Pro przekroczyło wszelkie granice rozsądku. Dla porównania: Meta Quest 3 kosztuje 499 dolarów, oferując przy tym całkiem przyzwoitą bibliotekę gier i aplikacji. Owszem, technologia w Vision Pro jest imponująca – wyświetlacze micro-OLED o rozdzielczości przekraczającej 4K na oko, precyzyjny eye tracking, przestrzenny dźwięk – ale klient końcowy zadaje sobie pytanie: po co mi to wszystko?
Ekosystem, którego nie ma
Tutaj dotykamy sedna problemu. Vision Pro to technologiczne cacko bez przekonującego case’u użycia. Apple postawiło na „komputery przestrzenne” – wizję pracy w wirtualnych przestrzeniach z mnóstwem wirtualnych ekranów. W teorii brzmi świetnie. W praktyce? Niewiele osób chce pracować z półkilogramowym urządzeniem na twarzy przez kilka godzin dziennie.
A gry? Tutaj Apple przespało rewolucję. Gdy Meta inwestowało miliardy w VR gaming, tworząc ekskluzywne tytuły i współpracując z developerami, Apple założyło, że developerzy sami przybiegną z aplikacjami. Nie przybiegli. Biblioteka gier i aplikacji pozostała żałośnie skromna. Beat Saber, Half-Life: Alyx, Resident Evil Village w VR – najlepsze tytuły omijały Vision Pro szerokim łukiem.
Biznesowy use case? Również niewypał. Owszz, kilka firm eksperymentowało z Vision Pro w szkoleniach czy projektowaniu, ale skala pozostała marginalna. Microsoft z HoloLens próbował tej drogi już lata wcześniej – i również się nie udało.
Komfort? Jaki komfort?
Spędziłem z Vision Pro kilka godzin w Apple Store (bo kto miałby kupić to za 3500 dolarów bez wcześniejszej próby?) i po 30 minutach czułem dyskomfort. Urządzenie waży około 600-650 gramów – może nie brzmi to jak dużo, ale cały ciężar spoczywa na twarzy i głowie. Po godzinie czułem ucisk na czole, nos zaczynał boleć, a oczy były zmęczone.
Apple projektowało Vision Pro jako urządzenie do wielogodzinnej pracy. Tymczasem większość recenzentów przyznawała, że po 45-60 minutach potrzebują przerwy. To fundamentalny problem dla urządzenia, które ma zastąpić tradycyjny komputer.
Kabel zasilający to kolejny groch do tej samej grochowinki. W erze bezprzewodowej Apple zmusza użytkowników do noszenia przy sobie baterii podłączonej przewodem. Tak, czas pracy wyniósłby inaczej może 2 godziny, ale ten design choice jest po prostu… dziwny. Niepraktyczny.
Społeczna izolacja w dobie połączenia
Jest jeszcze jeden, bardziej subtelny problem. Vision Pro izoluje. Całkowicie. Owszem, jest “EyeSight” – zewnętrzny wyświetlacz pokazujący oczy użytkownika – ale to raczej nieudany eksperyment niż rozwiązanie problemu społecznej izolacji. Noszenie Vision Pro w obecności innych ludzi jest po prostu dziwne. Dystansujące.
To dokładnie odwrotny kierunek niż ten, w którym podąża obecnie technologia noszonych urządzeń. Ludzie chcą być połączeni, ale nie chcą być odcięci od świata. Inteligentne okulary od Meta i Ray-Bana – o których za chwilę – świetnie to rozumieją.
Meta wygrywa wyścig, którego Apple nie dostrzegło
A tu dochodzimy do prawdziwego zaskoczenia ostatnich dwóch lat: to Meta, nie Apple, definiuje przyszłość wearables. Inteligentne okulary Ray-Ban Meta stały się niespodziewanym hitem. Wyglądają jak normalne okulary przeciwsłoneczne (bo w zasadzie nimi są), kosztują 299 dolarów, i oferują funkcje, których ludzie faktycznie chcą: robienie zdjęć i nagrywanie video z perspektywy pierwszej osoby, słuchanie muzyki, rozmowy telefoniczne, a od niedawna – asystenta AI, który może zobaczyć to, co widzisz ty, i pomóc ci w realnym czasie.
Nie są to urządzenia AR w pełnym tego słowa znaczeniu. Nie mają wyświetlaczy, nie projektują hologramów w przestrzeni. Ale właśnie w tym tkwi ich siła – są praktyczne, niewidoczne społecznie, i rozwiązują konkretne problemy. Sprzedaż? Meta podobno sprzedała już miliony par, a popyt przewyższa oczekiwania.
Google powraca również do gry z następcą Google Glass, tym razem mądrzejszym i – miejmy nadzieję – nie tak społecznie niezręcznym. Nawet Snap z ich Spectacles próbuje swoich sił. Wszyscy oni uczą się na błędach przeszłości: urządzenie noszone na twarzy musi być przede wszystkim niewidoczne i użyteczne, a dopiero potem technologicznie zaawansowane.
Apple stoi w miejscu
I tu pojawia się dramatyczna ironia sytuacji. Apple – firma, która zawsze była o krok przed konkurencją – nagle musi gonić. Vision Pro to ślepy zaułek. Firma podobno pracuje nad tańszą wersją (w granicach 1500-2000 dolarów), ale to wciąż za dużo dla masowego odbiorcy. Pracuje też – według doniesień – nad własnymi inteligentnymi okularami, ale te są podobno dopiero w bardzo wczesnej fazie rozwoju.
Problem w tym, że czas gra przeciwko Apple. Meta buduje ekosystem, developerów, doświadczenie użytkowników. Buduje przyzwyczajenie. Każdy kolejny miesiąc bez odpowiedzi Apple to kolejny miesiąc, w którym konkurencja ugruntowuje swoją pozycję.
Kulturowy błąd w ocenie rynku
Być może najciekawsze pytanie brzmi: jak Apple, firma znana z perfekcyjnego rozumienia użytkowników, mogła tak spektakularnie pomylić się w ocenie rynku?
Odpowiedź może leżeć w DNA firmy. Apple zawsze wierzył, że jeśli tylko produkt jest wystarczająco dobry, użytkownicy przyjdą. To działało z iPhonem, iPadem, Apple Watch. Ale te urządzenia rozwiązywały konkretne, zrozumiałe problemy. Vision Pro? To rozwiązanie szukające problemu.
Być może Apple zainspirowało się sukcesem AirPods Max – słuchawek za 549 dolarów, które mimo absurdalnej ceny znalazły swoją niszę. Ale słuchawki to nie headset VR. Możesz nosić słuchawki przez cały dzień, w metrze, w kawiarni, podczas spaceru. Nie możesz nosić Vision Pro w metrze. Cóż, technicznie możesz, ale na pewno nie powinieneś.
Co dalej?
Apple znajduje się w trudnej sytuacji. Nie może po prostu porzucić Vision Pro – byłaby to zbyt bolesna porażka wizerunkowa. Ale nie może też kontynuować obecnej strategii. Potrzebuje fundamentalnej zmiany kursu.
Prawdopodobne scenariusze? Drastyczna obniżka ceny Vision Pro 2 (jeśli dojdzie do jego premiery), większy nacisk na praktyczne zastosowania biznesowe (gdzie wyższa cena może być uzasadniona), i – co najważniejsze – przyspieszony rozwój inteligentnych okularów, które mogą konkurować z Ray-Ban Meta.
Ale czas ucieka. Meta ma kilkuletnią przewagę. Google, Samsung, a być może nawet chińscy producenci jak Xiaomi, wszyscy pracują nad własnymi wersjami smart glasses. Rynek się tworzy, i tworzy się bez Apple.
Lekcje z porażki
Vision Pro to studium przypadku tego, jak nawet najbardziej innowacyjna firma może stracić kontakt z rzeczywistością (bez zamierzonej gry słów). To przypomnienie, że technologia sama w sobie nie wystarcza – musi rozwiązywać realne problemy, w przystępnej cenie, w formie, którą ludzie faktycznie chcą używać.
To też przypomnienie, że przyszłość technologii nie zawsze wygląda tak, jak sobie wyobrażamy. Futurystyczne headsety VR brzmią bardziej “sci-fi” niż okulary, które wyglądają jak normalne okulary. Ale właśnie te drugie mogą zmienić sposób, w jaki wchodzimy w interakcję z technologią.
Apple stworzyło niesamowite urządzenie. Inżynieryjnie imponujące, technologicznie zaawansowane, w pewnym sensie wyprzedzające swoje czasy. Ale stworzyło też urządzenie, którego nikt nie potrzebuje, za cenę, której nikt nie chce zapłacić, w formie, której nikt nie chce nosić.
Teraz firma musi nauczyć się pokory, której unikała przez lata. Musi spojrzeć na Meta – tak, na Meta, firmę, z której kiedyś się naśmiewała – i przyznać: tym razem to oni mieli rację.
Czy Apple zdoła odrobić straty? Historia pokazuje, że firma potrafi się odbić po porażkach. Ale nigdy wcześniej nie musiała gonić w wyścigu, który sama powinna była prowadzić. To będzie fascynujący test odporności najbardziej wartościowej firmy technologicznej świata.
Tymczasem Mark Zuckerberg może sobie pozwolić na uśmiech. Meta Platforms, firma, której przyszłość rok czy dwa lata temu wydawała się wątpliwa po miliardowych inwestycjach w metaverse, nagle wygląda jak wizjoner, który postawił na właściwego konia. A Apple? Apple po raz pierwszy od dekady musi zaakceptować nieprzyjemną prawdę: nie zawsze wygrywa ten, kto ma najlepszą technologię. Czasem wygrywa ten, kto najlepiej rozumie, czego ludzie naprawdę chcą.
Vision Pro może pewnego dnia zostać docenione jako urządzenie wyprzedzające swoją erę. Ale w biznesie bycie przed czasem często jest tym samym, co bycie w tyle. I właśnie tego Apple uczy się teraz w bolesny sposób.

