Sprzedałem swoje dane za paczkę czipsów. Co tak naprawdę wiedzą o tobie aplikacje, których używasz codziennie?

Klik. “Akceptuję warunki korzystania z usługi”. Nikt tego nie czyta. Wciskamy “zgadzam się”, żeby jak najszybciej dostać się do nowej gierki, apki do zamawiania jedzenia albo kolejnej sieci społecznościowej. Wymieniamy coś, czego nie rozumiemy – nasze dane – na coś, co wydaje się darmowe. To najlepszy interes w historii. Tyle że nie dla nas.

Za każdym razem, gdy klikasz “zgadzam się”, sprzedajesz kawałek siebie za symboliczną paczkę czipsów. Problem w tym, że te dane są warte miliony, a my nawet nie wiemy, co jest na etykiecie. Ten tekst nie ma straszyć. Ma zapalić światło w ciemnym pokoju, w którym od lat buszują technologiczni giganci.

Dzień z życia twoich danych

Nie zdajesz sobie sprawy, jak wygląda typowy dzień z perspektywy twoich danych. Wyobraźmy to sobie.

7:00. Budzi cię alarm w telefonie z androidem. Google właśnie odnotował, o której wstajesz. Sięgasz po telefon i scrollujesz instagrama. Meta wie, co cię interesuje, na jakich zdjęciach zatrzymujesz wzrok na dłużej i do kogo piszesz pierwsze wiadomości.

8:30. Wychodzisz do pracy. Wpisujesz adres w Google Maps, żeby sprawdzić korki. Google zna twój adres domowy, adres twojej pracy, preferowaną trasę, środek transportu i to, czy po drodze zatrzymujesz się na kawę.

13:00. W przerwie na lunch słuchasz muzyki na Spotify. Algorytm wie, jaki masz nastrój, czy jesteś typem rockmana, czy fana trapu. Wie, jakie podcasty kształtują twoje poglądy. Zamawiasz jedzenie przez aplikację. Twój ulubiony dostawca zna twoją dietę, wie, że nie lubisz cebuli i że w weekendy pozwalasz sobie na pizzę. Zna też numer twojej karty.

19:00. Jesteś po pracy, idziesz pobiegać z aplikacją sportową. Zna twoją kondycję, wagę, tętno i trasy, którymi biegasz. Wie, czy robisz postępy, czy odpuszczasz.

21:00. Oglądasz filmiki na YouTubie. Google wie, czy interesują cię teorie spiskowe, śmieszne koty czy poradniki o inwestowaniu. Buduje twój profil psychologiczny z precyzją, o jakiej nie śniło się analitykom z CIA.

W ciągu jednego dnia zostawiłeś za sobą cyfrowy ślad tak dokładny, że na jego podstawie można napisać twoją biografię.

Co oni właściwie zbierają?

Lista jest długa i znacznie wykracza poza imię i maila, które podałeś przy rejestracji.

  • Dane o lokalizacji: Nie tylko gdzie jesteś teraz, ale gdzie byłeś, jak długo i jak często. To złoto dla reklamodawców.
  • Dane behawioralne: Co klikasz, co lajkujesz, co udostępniasz, jak szybko scrollujesz. To one mówią, kim jesteś, co cię bawi, co złości, a co wzrusza.
  • Twoja sieć społeczna: Kto jest twoim znajomym, z kim najczęściej rozmawiasz, w jakich jesteś grupach. To pozwala określić twoje poglądy i status społeczny.
  • Dane techniczne: Jaki masz telefon, jaki system operacyjny, z jakiej sieci Wi-Fi korzystasz i jakie inne urządzenia są do niej podpięte.
  • Dane wrażliwe: Aplikacje często proszą o dostęp do mikrofonu, aparatu i kontaktów. Nawet jeśli go nie używają non stop, sama zgoda to otwarcie furtki. Na podstawie twojej aktywności algorytmy z dużą precyzją potrafią wywnioskować twoją orientację seksualną, poglądy polityczne czy stan zdrowia, nawet jeśli nigdy nie podałeś tych informacji wprost.

Po co im to wszystko?

Odpowiedź jest banalnie prosta i sprowadza się do jednej zasady: jeśli nie płacisz za produkt, to ty jesteś produktem.

  1. Reklama, która cię śledzi. To najbardziej oczywisty powód. Rozmawiałeś z kumplem o nowym modelu butów? Nie zdziw się, jeśli za chwilę zobaczysz ich reklamę na Facebooku. To nie magia. To precyzyjne profilowanie. Twoje dane pozwalają sprzedać ci wszystko, w idealnie dobranym momencie.
  2. Utrzymanie cię w bańce. Algorytmy nie chcą, żebyś był szczęśliwy. Chcą, żebyś był zaangażowany. Pokazują ci treści, które wywołują silne emocje – gniew, radość, zazdrość – bo to sprawia, że nie odrywasz wzroku od ekranu. Dłuższy czas na platformie to więcej reklam i więcej zebranych danych. To samonapędzająca się maszyna.
  3. Wpływ i manipulacja. Mając tak dokładne profile milionów ludzi, można wpływać na ich opinie. Można kształtować wyniki wyborów, nastroje społeczne i trendy kulturowe. Twoje dane to nie tylko narzędzie marketingowe. To narzędzie władzy.

Czy to już czas na panikę?

Niekoniecznie. Nie musisz palić smartfona i uciekać w Bieszczady. Chodzi o odzyskanie świadomości i podjęcie kilku prostych kroków, które ograniczają twoją cyfrową nagość.

  • Zrób audyt uprawnień. Wejdź w ustawienia telefonu i sprawdź, jakie aplikacje mają dostęp do twojej lokalizacji, mikrofonu i kontaktów. Czy gra w kulki naprawdę musi wiedzieć, gdzie jesteś? Odbierz uprawnienia, które nie są jej niezbędne do działania.
  • Ogranicz śledzenie. W ustawieniach prywatności na Facebooku i w Google możesz ograniczyć personalizację reklam i sprawdzić, co firmy o tobie wiedzą. Regularnie czyść historię aktywności.
  • Używaj alternatyw. Zamiast Google Search możesz używać DuckDuckGo, które cię nie profiluje. Zamiast Chrome – przeglądarki Brave lub Firefox z odpowiednimi wtyczkami.
  • Myśl, zanim klikniesz. Zanim udostępnisz zdjęcie z wakacji z włączonym geotaggingiem, zastanów się, czy chcesz, żeby cały świat wiedział, że nie ma cię w domu.

Nie jesteśmy w stanie całkowicie wypisać się z tego systemu. Ale możemy przestać być jego bezwolnymi ofiarami. Ta paczka czipsów, którą dostajesz w zamian za swoje życie, wcale nie jest darmowa. Czas zacząć czytać cenę na metce.

Previous Post

Jak wyjaśnić dziewczynie, że potrzebujesz czasem po prostu siedzieć i patrzeć w ścianę

Next Post

Instrukcja obsługi faceta po 30